Film świetny, ale ta kwestia jest dla mnie co najmniej nierealna. Chłopak traci palec w głupi sposób, ale ani on nie robi z tego powodu problemu ani jego ojciec ani nikt inny. Bez sensu
Tym bardziej że chłopak był obiecującym wiolonczelistą i przyszłym chirurgiem, więc brak palca niszczył wszystkie jego plany. Normalny człowiek by się załamał...
Właśnie, może dla Amerykanów to nic takiego, w końcu to oni wymyślają takie "arcydzieła" jak Noc Oczyszczenia. Pokój zawdzięczamy rozwałce w jeden wieczór.
Ja w pierwszej chwili pomyslalam, ze nic z tego sobie nie robil, poniewaz nie chcial byc ani wiolonczelista ani chirurgiem- to byly marzenia jego ojca. I ze zrobil mu tak na zlosc..
Wiadomo w realnym swiecie to glupota :D ale to tylko film, zawsze filmy trzeba ogladac z lekkim przymruzeniem oka.
"zawsze filmy trzeba ogladac z lekkim przymruzeniem oka", nie mogę się z Tobą zgodzić, są takie debilizmy których nie sposób strawić, ale tym palcem to się nie przejmowałem.
to oglądaj dokumenty, albo dramaty. Komedie zostaw dla ludzi z dystansem. Tak wiem, odpowiadam na stary komentarz i wisi mi to :)
Ten palec zniszczył całą końcówkę filmu. Do tej chwili można było go traktować z przymrużeniem oka, ale palec (oraz praktycznie zerowe reakcje pokrzywdzonego, rodziny i przyjaciół) uczynił go kompletnie odrealnionym i niewiarygodnym, a widz jest traktowany jak regularny debil.
Szkoda, bo film do tego momentu mimo wszystko był dobry i miał parę bardzo fajnych momentów.
tez o tym pomyslalam, tym bardziej ze jak juz byli w hotelu to mogli wrocic po palac i probowac go przyszyc w szpitalu. tym bardziej ze chlopak jak byl na bani to mylal o tym zeby trzymac palec w lodzie, a potem olał palec i dopiero na łodce sie pytał dzie on jest (dali małpce?)
Bardzo dobrze powiedziane. A film był tak samo dobry jak pierwsza część, za każdym razem gdy przypomnę sobie piosenkę z łódki chce mi się śmiać.
Ja z kolei odebrałem to nieco inaczej...Biorąc pod uwagę charakter ojca chłopaka, jego twarde zasady, rodem z jakiejś azjatyckiej grupy typu Yakuza czy cuś...który to nie widział, jak to ujął..."błysku w oku Stu", śmiałem twierdzić iż po prostu tak w tej rodzinie mogą postrzegać tego typu (dla nich oczywiście) "błahostki" z przymrużeniem oka, żeby chłopak na jakąś 'ciotę' w rodzinie nie wyszedł, no bo chyba mi nie powiecie, że
Teddy, którego tak ojciec zachwalał od początku, powinien się rozpłakać na łodzi, stało się i nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem jak to się mówi, a jak by z kolei tak się też stało, sens straciła by cała wypowiedź ojca chłopca z początku filmu, a co za tym idzie, dzielne wystąpienie Stu, gdy dobili do 'portu'. Straciło by to smak po całości jak by się tak dogłębniej zastanowić. No ale cóż...to jest jedynie moje zdanie, prędzej przyczepił bym się do prostytutki z fiutem, posuwającej Stuarta podczas feralnego wieczoru, bo ani to śmieszne nie było ani smaczne. No ale jak już wcześniej pisałem, jest to jedynie moje skromne zdanie. pozdrawiam
Rzeczywiście, to było niesmaczne.
Ale chodzi mi o to, że sam chłopak w ogóle się tym nie przejął, nawet go chyba nie bolało. To jest nierealne po prostu, zwłaszcza, że nie był on jakimś "twardym mięśniakiem", niewrażliwym na ból.
Po prostu potrzebowali jakiejś części ciała, której strata nie jest naprawdę ogromna. To po prostu powtórzenie wątku zęba Stu z jedynki.